sobota, 13 marca 2010

Wielki comeback Jezusa na salony!


Zła wiadomość dla miłośników czerwonej wstążeczki - kabała już nie jest HOT. Zanim pobiegniecie do Taniej Książki po podręcznik "Zostań buddystą/sikhem w 10 dni", przeczytajcie ten artykuł do końca.

Pamiętacie zdjęcia Madonny, Britney Spears czy Kayah z czerwoną tasiemką zawiązaną wokół nadgarstka? Jeśli tak, to lepiej o nich zapomnijcie. Kabała była modna dobrych parę lat temu, kiedy jeszcze Żydzi kojarzyli się z seksownymi intelektualistami z Nowego Jorku, a nie z kolejnymi odrażającymi wcieleniami Sashy Baron Cohena. (Niewtajemniczonym przypomnę, że kabała to mistyczna szkoła judaizmu.) Ci, którzy dopiero odkrywają dla siebie kabałę, zachowują się, jakby właśnie kupili swoje pierwsze rurki. Lepiej niech się do tego nie przyznają. W co więc wypada teraz wierzyć? - zapytają ironicznie Ci z Was, którzy są zbyt mało rozgarnięci by zerknąć ponownie na nagłówek. Buddyzm? Zen? Wybijcie to sobie z głowy. Wszystko, co wschodnie jest passé od kiedy połowa studencin, w drodze powrotnej z londyńskiego zmywaka, wyskakuje na "wyprawy do Indii".
Mamy XXI, USA toczą wojny na prawie każdym kontynencie i wciąż nie potrafią pozbierać się po kryzysie, który nas ominął. W skrócie - USA ssie. Polska szybko zapomniała o swojej amerykanofilii i obecnie cieszy się z członkostwa w Unii Europejskiej. A tam panuje moda na regionalizm. Mówi Wam to coś? Powrót do korzeni, edukacja regionalna, zespoły folkowe, plecenie koszy z wikliny, chusty w kwiaty i cała reszta tego typu ramoty. Nagle okazuje się, że wszyscy Polacy słuchają Kapeli ze Wsi Warszawa i mówią po kaszubsku. Katolicyzm świetnie wpisuje się w ten obrazek. Nie twierdzimy, że niedługo zaczniecie natykać się na Kammela klęczącego przed wiejską kapliczką. Co to to nie. Ale w kolorowym czasopiśmie pojawi się prędzej czy później fotka jego salonu z rzeźbionym w drewnie Jezusem Strapionym, stojącym na komodzie.
Nasze przepowiednie nie biorą się z kosmosu. Po prostu obserwujemy gwiazdy i zauważamy pewne trendy. W zeszłym tygodniu nasi reporterzy sfotografowali dwie wielkie polskie gwiazdy, na dwóch końcach świata. Obie miały na ręce taką bransoletkę:

Staszyny Wróblewskiej nie trzeba Wam przedstawiać. Ale i tak to zrobimy. Zadebiutowała w koprodukcji szwedzko-czeskiej zatytułowanej "Dramatisk Dvärg" ("Dramatyczny Karzeł"), gdzie tytułowy karzeł o imieniu Karel przepuszcza ją w drzwiach obrotowych, a ona tego nie zauważa. Ta nieznaczna rola została jednak dostrzeżona przez światowych krytyków. Staszyna otrzymała za nią nagrodę dla aktorki IV-planowej na festiwalu w Muy Muy w Nikaragui. Potem była rola pierwszoplanowa w obrazie "Ostatni będą pierwszymi" Maxa Groetelna z RPA. Film opowiada prawdziwą historię kenijskiej biegaczki ze wzdętym brzuchem, która zdobywa złoty medal olimpijski w maratonie. Biegaczka Bmguyu Dabebis biegnie ze skręconą kostką, jest ostatnia, dopóki nie okazuje się, że bieg przez pomyłkę rozpoczęto na mecie. Wraca jako pierwsza (w przeciągu dwóch godzin udało jej się przebiec tylko półtora kilometra w złym kierunku), całuje ziemię i trafia do szpitala. Na podium staje z szyną gipsową. To jej jedyny medal w karierze.
Staszyna próbowała w życiu wielu rzeczy - rzucała oszczepem, co wychodziło jej dość nieźle, dopóki podczas treningu nie przebiła płuca własnemu kotu. Prowadziła talk-show w dialekcie łemkowskim dla telewizji publicznej, który jednak został szybko zdjęty z wizji ze względu na małą liczbę widzów. Zajmowała się również pisaniem powieści dla młodzieży. Używała jednak pseudonimu literackiego i do dziś nie wiemy, które powieści są jej. Ostatnio wydała autobiografię zatytułowaną "Nie mam nic ciekawego do powiedzenia". Krytycy po raz pierwszy zgadzają się z autorką, jednak ich uznanie nie przekuło się niestety na powodzenie u czytelników.
Równie często jak fach, zmieniała Wróblewska wiarę. Została ochrzczona w wieku lat siedmiu w obrządku asyryjskim. Jako nastolatka zainteresowała się rastafarianizmem i na pół roku uciekła z domu rodzinnego, by wraz z karawaną białostockich rastafarian wrócić do Etiopii. Później była związana z kwakrami z Iowa, śląskimi wyznawcami filozofii Angelusa a w ostatnich latach fascynowała się czarnym islamem. Niecały miesiąc temu otrzymaliśmy donos od naszego czytelnika z Krakowa, że widział ją wychodzącą z kościoła Mariackiego. I to wcale nie wyjściem dla zwiedzających! Postanowiliśmy zbadać sprawę i oto prezentujemy Wam wynik śledztwa.
Nasz stały korespondent ze Stanów (trzymamy go tam na wypadek, gdyby USA przestały ssać), przesłał nam natomiast zdjęcia kick-boksera Marka Piotrowskiego. Przeprowadził z nim nawet krótki wywiad. Podczas rozmowy sportowiec cały czas bawił się swoją bransoletką z motywami religijnymi. Piotrowski twierdzi, że zawsze trzymał się wiary naszych przodków. Na pierwszym miejscu zawsze był Bóg, reszta mogła poczekać.
"W życiu najważniejsze są trzy rzeczy, przy czym muszą nastąpić w odpowiedniej kolejności." Najpierw modlitwa i pasja. Potem pieniądze, bo one dają zabezpieczenie mojej rodzinie. Trzecia rzecz to sława, wynikająca z dwóch pozostałych. Odwrócenie tych wartości nie zadziała. To nie zapracuje - zabraknie mocy."
Niezależnie od tego, jak nawiedzony może Wam się wydawać bokser, musicie go uszanować, bo jest od Was bogatszy i bardziej sławny. To ludzie tacy jak on wyznaczają trendy. Dlatego zagłuszcie swojego ducha racjonalizmu. Agnostycyzm pozostawcie niedbającym o wygląd inteligentom. Biegnijcie do sklepu z dewocjonaliami i zaopatrzcie się tam w niezbędne tej wiosny gadżety.

środa, 13 maja 2009

Coming out gwiazd: jesteśmy lezbo-masonkami!

Szok! Jesteśmy zbulwersowani! Nawet my nie spodziewaliśmy się, że kiedyś przyjdzie nam zmierzyć się z tak ważkimi tematami... Przyznajemy, dotąd pisaliśmy o pierdołach, okoliczności zmuszają nas jednak do zmiany zainteresowań o 180 stopni (zwykłych, nie Celsjusza). Musimy Was ostrzec przed pochopnym ocenianiem znanych ludzi... Lepiej od razu połóżcie na nich lagę, bo prędzej czy później i tak wywleczemy na światło dzienne jakieś ich brudne sekrety.

Co dziś zbulwersowało Kundelka? Zachowanie gwiazd, które dotąd uważaliśmy za czyste, nienurzające się w szambie show-biznesu. Historia jest tak gorsząca, że gdyby nie dwa zdjęcia dołączone do czytelniczego donosu, nigdy byśmy w nią nie uwierzyli. Dlatego też dołączamy do dzisiejszego artykułu wyjątkowo dwa zdjęcia, abyście i wy uwierzyli. Nasi graficy zamazali ich twarze, nie podajemy też nazwisk (choć i tak bez trudu domyślicie się, o kim mowa). Nie chcemy się narażać. Tym bardziej gdy już wiemy, kim są naprawdę...

W ubiegłą sobotę nasza czytelniczka przechadzała się po parku Jordana w Krakowie. Dzień był wyjątkowo gorący, więc założyła bikini i wzięła koc pod pachę. Położyła się na trawie nieopodal pięcioosobowej grupy osób. Po chwili zorientowała się, że dwa spośród dobiegających ją głosów są jej doskonale znane. Spojrzała w stronę grupy i przekonała się, że siedzi obok dwóch prezenterek popularnego reality-show o szkoleniu psów-przewodników dla osób niewidomych. Czytelniczka podeszła nieco bliżej, by posłuchać, o czym tak debatują znane psiary, a także zrobić im parę zdjęć z ukrycia (i przesłać je Kundelkowi). Dziękujmy Bogu, że to zrobiła.

"Dziewczyny siedziały obok siebie i opowiadały o tym, jak werbowani są członkowie loży masońskiej. Brzmiało to bardziej, jakby opowiadały własne doświadczenia, niż treść jakiejś powieści... Tym bardziej, że inni zadawali im pytania. Kiedy pozostała trójka wdała się w dyskusję na temat niejasnej roli Kościoła w życiu politycznym kraju, B. i G. przysunęły się do siebie jeszcze bliżej i zaczęły się gładzić po włosach, patrząc czule na siebie [potwierdzamy - w oczach, które musieliśmy "wyretuszować", widać było czułość - przyp. red.].Szeptały też do siebie jakieś słodkie słówka. Ktoś z grupy zwrócił im uwagę słowami "Spokój, lezby!", ale one były zbyt zajęte sobą, żeby go usłyszeć. Potem ta sama osoba pociągnęła B. za ramię i zapytała wzburzona: "Jesteś homo?". B. odpowiedziała ze śmiechem (!): "obie jesteśmy lezbami i masonkami". Byłam taka roztrzęsiona, kiedy to usłyszałam, że z trudem mogłam utrzymać w rękach aparat. Dlatego zdjęcia wyszły trochę niewyraźne."

Czy wiecie w ogóle, kim są masoni? Nie? Byliśmy na to przygotowani. Cytujemy więc za Wikipedią:

Wolnomularstwo, inaczej masoneria lub sztuka królewska – ponadnarodowy, częściowo tajny ruch etyczny o swoistych strukturach organizacyjnych (m.in. trójkąty, loże, obediencje), który swe pryncypia i idee wyraża za pośrednictwem rozbudowanej symboliki i rytuałów.

BLABLABLA... Dalej stek bzdur o myślicielach i politykach. Redakcja przyznaje, że niewiele z tego rozumie (nie jesteście więc osamotnieni), poza jednym - ogranizacja wydaje się groźna (stąd decyzja o nieujawnianiu tożsamości gohaterek posta). Poza tym, wydaje nam się, że psiary muszą czuć się lepsze od przeciętnego Kowalskiego (i Kowalskiej) tylko dlatego, że wiedzą co to OBEDIENCJA. Bez googlowania.

Jeśli kobieta chce wyrobić sobie mocną pozycję w polskim show-biznesie, musi być seksowna, władcza a przede wszystkim pusta. Może publicznie zmagać się z depresją, ostentacyjnie nie nosić majtek, ale niech nie obnosi się ze swoimi poglądami, bo one nikogo nie interesują! Gdybyśmy chcieli rozpraw o Kościele i polityce, czytalibyśmy książki (a tego nie robimy). Prezenterki telewizyjne powinny się zajmować prezentowaniem czegoś w telewizji. Czegokolwiek. Byleby to nie miało żadnego związku z etyką, polityką ani tym bardziej filozofią.

Rozumiemy wszystkie wybryki gwiazd - zakładanie kabaretek pod garnitur (nie zgadlibyście kto...), czytanie Goethego w kilkanaście lat po maturze (po co??), zniesiemy nawet modny ostatnio homoseksualizm, ale tylko w męskim wydaniu! Spójrzmy prawdzie w oczy - lezbijstwo się w polskim przemyśle artystycznym nie przyjęło. Wszystkie gwiazdki albo już wróciły do heteryctwa, albo ukrywają się ze swoim homoseksualizmem, żeby nie odstraszać fanów. Gej kojarzy się bowiem bardzo pozytywnie: piękny imprezowicz, bawiący się modą człowiek sukcesu, który słucha kobiety nie tylko po to, żeby potem dostać się do jej waginy. Homo-panie są natomiast mało medialne - myślą tylko o wzajemnym zrozumieniu i zakładaniu rodziny.

Coming out psiar nam nie pasuje... Czy widzieliście kiedyś pustą lezbijkę? My nie. (W ogóle nie lubimy ich oglądać.) Dlatego apelujemy do bohaterek naszej dzisiejszej publikacji: zajmijcie się wolnomularstwem na pełny etat, uwijcie sobie przytulne lezbijskie gniazdko, ale zejdźcie nam z oczu! W telewizji nie ma miejsca dla wolnomyślicieli, ani myślicieli w ogóle. Chyba że w TVP Kultura, której od momentu powstania grozi bankructwo.

Wynocha!

Redakcja

niedziela, 5 kwietnia 2009

O rety, Yeti!!!!

UWAGA!! Ten materiał jest naprawdę ostry, jeśli nie jesteście gotowi na całkowite przewartościowanie swojego świata ideałów - NIE CZYTAJCIE GO!!


Pamiętacie opowieści o włochatym stworze żyjącym w górach, którym straszyli was rodzice i dziadkowie? Często dodawali, że istnienie yeti nie zostało potwierdzone. Otóż właśnie zostało. Przez jednego z naszych reporterów. Są regiony na świecie, gdzie obecność yeti nikogo nie intryguje, nie szokuje, ba, koegzystencja z tym stworem jest tak naturalna jak współbiesiadnictwo z wujostwem na rodzinnej fecie.

JESTEŚMY PIERWSZĄ REDAKCJĄ ŚWIATA, KTÓRA UZYSKAŁA PEŁNE INFORMACJE NA TEMAT OBECNOŚCI YETI WŚRÓD LUDZI, UDOKUMENTOWANE ZDJĘCIEM!

Widziała go nasza reporterka-donosicielka, stacjonująca obecnie w jednym z europejskich kurortów narciarskich (nie możemy jednak podać dokładniejszej lokalizacji, dbając o pozostanie jedyną redakcją mającą z NIM kontakt). Nazywa się Człowiek śniegu, Migoi, Meh-teh albo po prostu yeti. Jest wzrostu wysokiego mężczyzny, jego sylwetka przypomina ludzką, jest jednak dużo bardziej owłosiony. Reporterkę dziwi natomiast obecność kapelusza na głowie stwora. Czy yeti rzeczywiście myślało, że dzięki takiemu przybraniu głowy nie zostanie rozpoznane? Panie yeti, trochę szacunku dla szpicli Kundla. Oni zawsze wywęszą prawdę. Zawsze. Reporterce przychodzi do głowy jedno wytłumaczenie, które można uznać za słuszne. Yeti boi się rasistów, boi się, że wśród tłumów turystów różnych narodowości znajdzie się jeden, który zasłaniając się Biblią, pierwszy rzuci kamień. Turysto, yeti tak jak i ty, zostało stworzone, więc godne jest szacunku. Greenpeace'owcy przechadzający się (bezkarnie) po płycie krakowskiego rynku, tłumaczcie ludziom, by szanowali yeti, kwestujcie na rzecz ich ochrony, walczcie dla nich o prawa wyborcze! Ta wielka, włochata góra mięsa, z długimi pazurami i kłami wystającymi z paszczy, ma prawo godnie żyć! Oto przesłanie Migoi dla naszych czytelników, jakie nasza reporterka zarejestrowała na dyktafon w telefonie komórkowym:

"Mam prawo godnie żyć! Przestańcie się na mnie gapić! Jestem taki jak wy, to, że z mojej paszczy wystają wielkie kły, nie znaczy, że mam wobec was złe zamiary. Dodam jeszcze, że jest nas więcej. Szykuję pozostałym drogę. Pozdrawiam wszystkich Polaków!"

Reporter słyszał, że w państwie przyjaznym yeti władze zamierzają wprowadzić specjalne restauracje, hotele i dyskoteki przychylne tym potworom. Przychylamy się do ich idei.

Staszyna Milewska

Kto zrobił TO pluszakowi? (DLA DOROSŁYCH)


Miękka maskotka, do której każdy mały chłopiec i każda mała dziewczynka chcą się przytulić, poczuć się bezpiecznie i spokojnie zasnąć. Pluszaki mają być słodkie, urocze, czasem odrobinkę zniekształcone, by wzbudzać miłość przez litość. Babcie kupują misie swoim wnuczkom, by jak najdłużej zachowały niewinność i nie zaczęły myśleć o rzeczach potępienia godnych.Dawno niewidziane ciocie obdarowują misiami bratanków, sądząc, że prezent to uniwersalny.P.P.P.-pluszak pusztym przyjacielem.
Już nie!

Marzena J. jest podejrzaną w sprawie "rozbudzenia seksualności pluszaka". Naszemu reporterowi co prawda nie udało się zobaczyć samej podejrzanej, ale skutek jej działań wprawił go w osłupienie. Marzena J. miała wić się na masce samochodu osobowego, przystosowanego do przewożenia dzieci. Jak udało nam się dowiedzieć od pani Gertrudy (68l.) obserwującej całe zajście z okna, nieskromnie odziana Marzena miała lizać szybę przed pluszakiem, przytykać do niej obfity biust, wykonywać nieprzyzwoite ruchy rękoma i mruczeć. Efekt widzimy na zdjęciu.

Co teraz stanie się z pluszakami? Kto, poza pedofilem, kupi rozbudzoną maskotkę małemu dziecku?Kto pozwoli małej Kasi czy Julce w koronkowej piżamce tulić do siebie pluszaka?Co z maskotkowym przemysłem?
Pani Marzeno, przegięła pani pałę, Kundel oczekuje wymierzenia najwyższej z możliwych kar.

Żal! Zachęcamy wszystkich, by wyrazili sprzeciw wobec tego typu zachowań!!!!

Staszyna Milewska

piątek, 3 kwietnia 2009

MASAKRA! Pomyliła fryzjera z prostytutką??


Nastała wiosna. Ptaki śpiewają, góry śmieci wynurzają się spod topniejącego śniegu, bezdomne koty głośno kopulują pod naszymi oknami. Wiosna, najpiękniejsza z pór roku. Wiosną chcemy się zakochać lub chociaż odświeżyć swój związek, chcemy być ładni, młodzi i modni (nie odnosi się to tylko do subkultury gotów, którzy niezależnie od pory roku są bladzi i nieatrakcyjni). Dlatego właśnie teraz salony piękności i studia stylizacji fryzur przeżywają prawdziwy najazd klientów.

Nie każdy jednak traktuje fryzjera jako artystę, mającego za zadanie poprawić wygląd i samopoczucie klienteli. Niektórzy odwiedzają salony urody z zamiarem zafundowania tam sobie zgoła innych uciech...

Otrzymaliśmy od naszego stałego czytelnika list o treści równie gorszącej, co frapującej. Czarek, bardzo znany w Gorzowie Wielkopolskim stylista fryzur, tak opisuje zdarzenie z ubiegłej niedzieli:
"To było koło południa. Właśnie wycierałem swoje przyrządy, kiedy usłyszałem brzęczenie indyjskich dzwonków przy drzwiach. Odwróciłem się i zobaczyłem Grażynkę Kocur z "Octem i szczotką ryżową" [program o ekologicznych sposobach utrzymania czystości w domu - przyp. red.], była uśmiechnięta, mimo, że jej fryzura była tragiczna. Zawsze uważałem ją za silną kobietę. Grażynka omiotła spojrzeniem salon i kolejno wszystkich pracowników, w końcu podeszła do mnie i powiedziała "Mycie z masażem, byle delikatnie". Uśmiechnęła się przy tym tak, że mi dech zaparło. Kiedy ją masowałem, mruczała jak kotka i miała zamknięte oczy, ale czasem je otwierała i wtedy patrzyła na mnie niedwuznacznie. Drapała się też po nogach w taki sposób, że spódnica jej podjeżdżała w górę i widziałem kawał uda. Czytałem jakieś plotki o jej rozstaniu z mężem, więc robiło mi się coraz bardziej gorąco, bo już zacząłem sobie wyobrażać, jak idziemy za ręce główną ulicą w Gorzowie i jak wszyscy na nas patrzą z zazdrością. Grażynka to w końcu niezła kobitka. Jak ją wymasowałem, poprosiła o szybkie czesanie. Oblizywała przy tym wargi. Po wszystkim zapłaciła patrząc ciągle na mnie. Dała mi o pięćdziesiąt złotych za dużo. Kiedy poszedłem po resztę, serce biło mi jak szalone, bo miałem zamiar zaprosić Grażynę na kawę. Gdy jednak podszedłem do stanowiska, fotel był pusty... Poczułem się jak tania dziwka, za godzinę ciężkiej pracy dała mi tylko pięćdziesiąt złotych napiwku?? Co to za gwiazda, ja się pytam??"

A my zapytujemy za Czarkiem: co to za gwiazda, która kokietuje biednego mężczyznę, przeżywa z nim miłe chwile, ba! nawet czerpie erotyczną przyjemność z jego delikatnego dotyku, a potem rzuca mu pieniądze w twarz i pozostawia ze złamanym sercem i ambicjami?? Grażyna wyładowała swoją frustrację seksualną spowodowaną rozstaniem z mężem na naszym czytelniku; chcąc poczuć się lepiej zdeptała cudze ego!!! Na szczęście mamy zdjęcie Grażyny z Czarkiem, nie wyprze się więc tego, co zrobiła. Czy mamy nadal oglądać jej program i słuchać rad, skoro wiemy jak bardzo bezwzględną i wyuzdaną jest kobietą? Żadna polska matka i żona nie powinna wzorować się na Grażynie Kocur!!!!

Grażyno, zapamiętaj - chcesz znaleźć męską prostytutkę - idź do burdelu. Nie poniżaj porządnych obywateli.

Redakcja

UWAGA!!!!

Z ostatniej chwili:
Jeden z naszych informatorów widział Grażynę z mężem idących za ręce jedną z głównych ulic Gorzowa Wielkopolskiego. A więc jej przygoda u fryzjera była zwykłym skokiem w bok!! Żal!!

wtorek, 31 marca 2009

Znany stylista... bananem!!!


Trudny czas przedwiośnia Polacy decydują się przeczekać za granicą. Tłumnie oblegają włoskie i austriackie kurorty, piją piwo Tyskie oraz Żywiec z własnych puszek siedząc na przybarowym tarasie, klną rzęsiście i licytują się, czyje buty narciarskie są wyposażone w GPS-a, a czyje li i jedynie w polarową wyściółkę.Niektórzy czują się zobowiązani podzielić się z innymi informacją, że toczek jeździecki ociera mniej niż kask,a 20 tygodni urlopu to jest optymalna ilość, by odpocząć to tu (Wyspy Wielkanocne) to tam (Tajlandia, czasem Sri Lanka). Panie w ubraniu sportowym obowiązkowo noszą podkład o dwa tony ciemniejszy od skóry przez wzgląd na silnie operujące słońce, panowie żelem przeczesują czupryny, zerkając nerwowo na wystającego z kieszeni iPhone'a. W tej gromadzie polskich turystów nasz obserwator dostrzegł kilka sław, które wyróżniały się spośród anonimowego tłumu.

Konrad Michański, znany polski stylista, został przyłapany w chwili, gdy razem ze swoim kolegą (partnerem?) zbliżali się do wyciągu krzesełkowego. Panowie mimo tego, ze bardzo starali się przemknąć niezauważenie, co piąty krok kucali na zmianę, czasem czołgali się z twarzami wbitymi w podłoże i tak nie uszli czujnej uwadze naszego zwiadowcy. Cóż, najwyraźniej Kundel zajrzy do każdej dziury.

Panie Konradzie, doradzając innym proste jeansy, kwiaciaste bluzki i miętowe powieki, pan przebiera się za banana? Czy to nie nadmiar ekstrawagancji? Czy sądzi pan, że nadal pozostanie autorytetem młodzieży przesiąkniętej wzorcami z "Gossip girl" i "Beverly Hills 90210"? Sądzimy, że nie, ale nam się podoba! Kundel apeluje: niech porzuci pan lansowanie stylu klasycznego i pozwoli innym poczuć się modnie,a przy tym swobodnie i wyjątkowo! Dość już dopasowanych ubrań podkreślających sylwetkę, przyszedł czas na styl a'la przydomowy ogród babci Maliny. Kundel wreszcie może odetchnąć, widzi światło w tunelu brokatowych kreacji i różowych tipsów.
Panie Konradzie, tak trzymać!

Staszyna Milewska

sobota, 14 marca 2009

WoW! Cudowne objawienie w Tychach!


Szwedzi znani są ze swego know-how, Włosi słyną z doskonałej kuchni a Amerykanie z życia po amerykańsku. Naszą cechą rozpoznawczą jest natomiast głęboka bogobojność, ale i słabość do zabobonów. Nie zmienił tego czas ani wciąż trwająca rewolucja naukowo-techniczna. Polak może nic nie wiedzieć o Teleskopie Hubble'a, nie będzie też miała wpływu na jego pozycję towarzyską zupełna ignorancja w temacie natury zjawiska nocy polarnej. Jeśli jednak okaże się, że nie spluwa przez lewe ramię, by odczynić urok czarnego kota albo nigdy nie odwiedził Lichenia - biada mu. Taka osoba nie znajdzie zrozumienia w społeczeństwie, zostanie przez nie odrzucona i wzgardzona.

Ludzie kultury i sztuki lubią takie wykluczenie. To daje im pretekst do pogrążenia się w degrengoladzie i stwarza iluzję wyjątkowości. Czasem jednoczą się w małe komuny wyrzutków, sami siebie nazywając bohemą artystyczną. Zajmują się tam całodziennym pijaństwem, mieszkają w zagrzybionych kamienicach i prowadzą bełkotliwe rozmowy na tematy abstrakcyjne i absolutnie nieinteresujące dla normalnego Polaka. W wolnych chwilach kierują swe drogi do teatru czy galerii sztuki i oddają się rozmaitym bezeceństwom, za które otrzymują wynagrodzenie.

Jędrzej Borsuk, aktor znany głównie z grania na deskach śląskich teatrów (więc praktycznie nieznany), zamieszkały w Tychach, do niedawna prowadził życie próżniacze. O role nie ubiegał się wcale, czekając, aż propozycje same do niego spłyną. Oczywiście, uczestnikami urządzanych przez niego libacji bywali reżyserzy. Jednak rzadko wykazywali się lojalnością wobec kolegi, przyznając role w swoich produkcjach aktorom UTALENTOWANYM, nie zaś Jędrzejowi. Dlatego przez większość czasu parał się bezrobotnością, tłumacząc, iż "bierze udział tylko w projektach ambitnych". W lipcu ubiegłego roku otrzymał propozycję angażu, który miał zupełnie odmienić jego życie. Pewnego słonecznego poranka zadzwonił do niego przedstawiciel amerykańskiego producenta, przymierzającego się do stworzenia nowej - aktorskiej - ekranizacji przygód Kubusia Puchatka. Jędrzejowi zaproponowano główną rolę! Swój wybór producent tłumaczył faktem, iż mimika polskiego aktora do złudzenia przypomina mimikę Misia o Bardzo Małym Rozumku. Amerykanie dostrzegli Jędrzeja w epizodycznej roli, jaką zagrał w mało znanej koprodukcji polsko-mołdawskiej, opowiadającej o trudnym życiu hodowców karpi, zarabiających tylko raz do roku, która to produkcja była pokazywana na zeszłorocznym festiwalu filmów niezależnych na Alasce (Foreign Mug Movies Festival). Amerykanie obiecywali kosmiczną gażę wymagając od Polaka tylko tego, by nauczył się angielskiego z akcentem cockney i przybrał na wadze 140 funtów (około 64 kg). Mimo to, Jędrzej wahał się przez kilka tygodni, postanowił zaczerpnąć nawet rady u swego węgierskiego kolegi i mentora Laszlo Egressy, który jednak nigdy nie odpowiedział na e-mail Polaka. W końcu dał Amerykanom odpowiedź: NIE. Kubuś Puchatek był dla niego zbyt mało offowy!

Wtedy zaczęły się problemy zdrowotne Borsuka. Nie potrafił zasnąć, bo gdy tylko zamknął oczy, widział siebie w krótkim czerwonym kubraczku. Wszędzie słyszał szum drzew ze Stumilowego Lasu i odkrył w sobie słabość do miodu. Sytuacja stała się na tyle poważna, że przyjaciele związali zgnębionego aktora pasami i oddali pod opiekę psychiatrów. Leczenie trwało do zeszłego tygodnia. Kiedy Jędrzej wyszedł ze szpitala, oddalił od siebie mroczne wspomnienia i rzucił się w wir niegrzecznych zabaw. Jednak wczoraj, w piątek trzynastego marca, zbudził go dzwonek telefonu. W słuchawce telefonu zabrzmiał głos Amerykanina. Ponowił on feralną propozycję sprzed miesięcy. Jędrzej pogrążył się w smutku i kontemplacji i tak wytrwał do wieczora. Wtedy zauważył, że z sypialni dobywa się przedziwne światło. Skierował swoje kroki w tamtym kierunku i zobaczył... fosforyzującą na żółto podobiznę Kubusia Puchatka (zdjęcie), która w niewyjaśniony sposób znalazła się na szybie. Po pięciu minutach zadzwonił do nas. Miał nadzieję, że w sposób rozumowy pomożemy mu wyjaśnić to mistyczne zjawisko. Tłumaczył, że nigdy w podobne "brednie" nie wierzył, a swoją praktykę religijną zakończył na pierwszej Komunii (na dowód podciągnął rękaw i pokazał nam zegarek z białym paskiem).

Byliśmy, sprawdziliśmy, uwierzyliśmy. To żaden fotomontaż ani naklejka. To prawdziwy cud. Zasięgnęliśmy w tej sprawie zdania pewnego mistyka i filozofa, który prosił o anonimowość. Oto jego wypowiedź: "Obraz na oknie tego aktora jest cudowną emanacją, która wzięła swój początek w wielkiej miłości i uwielbieniu, jakim dzieci darzą postać Kubusia Puchatka. Uczucia te skumulowały się i spłynęły na osobę Jędrzeja Borsuka, jako że został on wybrany do wcielenia się w postać Misia."

Nic dodać, nic ująć. Mamy nadzieję, że Jędrzej przyjmie teraz propozycję Amerykanów. Czas na to najwyższy.

Redakcja